lip 082009
 

Karnawał blogowy RPGCo się będzie działo z polskim rynkiem gier fabularnych próbowałem zgadywać już parę razy. Każda próba była mniej skuteczna, niż wywróżenie z fusów, kto zostanie następnym prezydentem USA. Nawet ujawnione któregoś roku przez ISA i Portal dane o sprzedaży podręczników niewiele pomogły. Ani więc ze mnie analityk, ani wróżbita.

Poniższy wywód należy traktować więc jako mój bardzo subiektywny ogląd obecnej sytuacji z kilkoma „bo mi się wydaje, że” – albo jako zwyczajne bredzenie, jak komu wygodniej. Śródtytuły zaczerpnąłem z postu Borejki inicjującego Karnawał Blogowy RPG #1.

Jaka jest przyszłość gier fabularnych?

Przyszłość gier fabularnych jest rynkowa i zależna od popytu na tę formę rozrywki. Na tym można skończyć – póki ludzie będą chcieli grac w pen&paper RPG, póty będzie coś się działo w tej materii. Niekoniecznie od strony komercyjnej – wystarczy sieciowa witryna, na której można opublikować swoją grę ku uciesze innych. Fakt, że RPG nie zostało jeszcze zarżnięte przez ostatnie dwadzieścia lat rozwoju elektronicznej rozrywki, a ucieleśnienia kapitalizmu pokroju Hasbro czy White Wolf wciąż wydaja podręczniki, nastraja optymistycznie.

Jakie gry, firmy będą miały wpływ na branżę, a powstaną w niedalekiej przyszłości?

Kilka lat temu wydawało mi się, że w Polsce pojawiło się miejsce na małe, niezależne wydawnictwa, na publikacje gier własnym sumptem i tak dalej. Mamy rok 2009 i ani polskiej sceny małych wydawców nie ma, ani nie zapowiada się, by takowa powstała. Owszem, wyszły Ścieżka, Trójca, szykuje się The Shadow of Yesterday, ale o tym, czy to zaskoczy, będzie można porozmawiać za jakieś dwa lata. Jeśli ktoś jeszcze porwie się na wydanie własnej gry i zapewni jej jakieś wsparcie, choćby w postaci publikacji sieciowych, uznam to za dobry znak.

Jakie technologie odegrają znaczącą rolę w RPG?

Sieć i elektronika (projektory – są nawet dedykowane dla komórek, interaktywne stoły, etc) – ku rozpaczy twardogłowych artystów od świec i kotar. Ignorowanie możliwości skrócenia dystansu w komunikacji, jaki daje internet, było dla mnie niezrozumiałe w momencie wydania pierwszej edycji De Profundis, gdzie MOracz odradzał granie przez e-mail (w 2ed. Ma być już sekcja o graniu online) – doprowadziło to do tego, że na Zachodzie w DeP ludzie grali na listach dyskusyjnych i forach, a u nas grę stawiano na półce (z nielicznymi wyjątkami oczywiście). Program do VoIP+kamera internetowa+trochę softu wspomagającego MG i graczy i można się całkiem nieźle i wygodnie bawić. Zwłaszcza jeśli drużyna rozrzucona jest po kilku krajach.

[…]Jaka jest przyszłość tej branży u nas w Polsce?

Polski rynek jest skostniały, niestabilny i jak dla mnie rokuje niewielkie nadzieje na przyszłość. Owszem, wyszły KlanarchiaExalted, Portal wydał jedno indie, ukażą się WolsungL5K. Super, prawda? A teraz trzeba zgadnąć, ile z tych gier doczeka się jednego dodatku wydanego w ciągu dwunastu miesięcy od daty ukazania się podstawki. Zauważcie, że nie ma na ten temat żadnych zapowiedzi – wątpliwe więc, by wydawnictwa planowały w tej chwili choć minimalne wsparcie w postaci dodatkowych publikacji. Jasne, takie plany pewnie istnieją, tyle że ujawnione zostaną, jeśli podstawki się sprzedadzą. Owszem, ma to sens – nikt nie będzie wydawał charytatywnie. Z drugiej strony gracze zostają na lodzie, kupując podręczniki podstawowe w ciemno. Jak wiemy, podstawka zawsze zawiera wszystko, co jest niezbędne do gry, a dodatki wychodzą ot tak sobie… W przypadku nowych gier można to jeszcze zrozumieć (chwyci, nie chwyci, szkoda pakować kasę, lepiej poczekać), ale skoro ktoś porywa się na wydawanie znanych i popularnych tytułów na licencji, to chyba wierzy w swój sukces? Jeśli nie, to lepiej, żeby nic się nie ukazało, zamiast straszyć potem jak Midnight, gra spóźniona i porzucona.

Prawdę mówiąc, przyszłość polskiego rynku tak naprawdę niewiele mnie interesuje – jego być czy nie być nie ma zupełnie przełożenia ani na ogólną kondycję gier fabularnych, ani na moje zainteresowanie tematem i moje potrzeby. Nie uważam za swój obowiązek wspieranie polskich wydawnictw tylko dlatego, że wydają – jak upadną, płakać nie będę. Gry kupuję głównie za granicą, tam zresztą coś się naprawdę dzieje poza mainstreamem, który u nas będzie pewnie dominował jeszcze długo (mainstream nie jest zły, ale na dłuższą metę jednak nudzi i przydałaby się czasem jakaś odmiana). Dodatkowo jakoś zachodni wydawcy potrafią skuteczniej zachęcić mnie do oddania pieniędzy właśnie im.

Może KlanarchiaWolsung będą jak powiew świeżego powietrza, który zdmuchnie świece i rozchyli kotary.

 Zamieścił: dn. 08/07/2009 o 22:39

 Zostaw odpowiedź