Znów pojechałem na Falkon. Na ten konwent jeżdżę co roku, poczynając od jego drugiej edycji w 2001. Do tej pory tylko raz, w 2006, nie udało mi się wybrać do Lublina. Falkon jest dla mnie tradycyjnym zamknięciem sezonu konwentowego (na Nordcon jakoś nie udało mi się na razie dotrzeć) i wolę nie myśleć, że znów mógłbym opuścić tak sympatyczną imprezę.
Zastanawiałem się, czy pisać klasyczną relację. Ale myślę, że nie ma to większego sensu. Kilka sprawozdań już się w sieci pojawiło, a ja nie muszę się znęcać nad biednymi organizatorami, wytykając im potknięcia i niedoróbki. Niemniej jednak pozwolę sobie na kilka słów o tegorocznej edycji, a potem będzie też o Falkonie, ale ciut z innej beczki.
Lubelski listopadowy konwent ma to do siebie, że wychodzi. Nie pytajcie mnie, jak to możliwe. Za każdym razem Falkon po prostu działa, niezależnie od okoliczności czy pogody (pamiętny atak zimy w 2004). … [czytaj dalej]