lip 142019
 

Eye of the Beholder: The Art of Dungeons and Dragons to pierwszy z fali zapowiedzianych dokumentów o D&D, który ujrzał światło dzienne (dwa utknęły w prawniczym piekle, z którego jeden jakoś wyłazi, kolejny jest na ukończeniu, a jeszcze inny jakiś czas temu dopiero zebrał fundusze). Tym bardziej cieszy fakt, że komuś wreszcie udało się skończyć taką produkcję, akurat na 45-lecie D&D. EotB przedstawia historię i trendy w oprawie graficznej podręczników Dungeons & Dragons, nakreśla sylwetki artystów (pojawiają się m.in. Larry Elmore, Jeff Easley, Erol Otus, Jim Roslof, Brom, Jennell Jaquays, Jeff Dee, Tony DiTerlizzi, Darlene) i omawia style rysowania poszczególnych ilustratorów.

W filmie można zobaczyć sporo znajomych ilustracji (znanych przede wszystkim fanom D&D, choć chyba każdy, kto interesuje się RPG, będzie kojarzył kilka z nich), usłyszeć trochę anegdot o warunkach pracy i samych rysownikach, wreszcie nieco poznać historii branży RPG. Zaproszeniu do udziału w filmie ilustratorzy opowiadają o swoim warsztacie i pracy dla TSR i Wizards of the Coast. Swoje trzy grosze dorzucają wieloletni pracownicy TSR, m.in. Margaret Weis i Tim Kask.

EotB skupia się głównie na pierwszych 20–30 latach istnienia D&D, w zasadzie pomijając ostatnią dekadę, choć nieco miejsca poświęcono zmianom zachodzącym z czasem w oprawie graficznej podręczników. W filmie jest oczywiście mowa o piątej edycji gry, lecz gros czasu poświęcono artystom i wydawnictwom z lat 80. XX wieku. Całość jest bardzo interesująca, choć trwa zaledwie około 90 minut i po seansie zostaje spore uczucie niedosytu. Tę pustkę nieco wypełniają dodatki (około 40 minut materiału), zawierające więcej ciekawostek na temat pokazanych w filmie osób i zdarzeń oraz niepocięte, ciut dłuższe wywiady z ilustratorami.

Kadr z filmu „Eye of the Beholder”

Jeśli coś miałbym EotB zarzucić, to właśnie brak mocniejszego zagłębienia się w temat, brak detali, zaledwie dotknięcie procesu wydawniczego (przypominam, że w latach 70. i 80. DTP robiło się za pomocą kleju i nożyczek). Na dużą, przekrojową analizę niestety zabrakło miejsca. Najbardziej znaczący ilustratorzy D&D dostali więcej czasu ekranowego, cała reszta osób, miejsc i zdarzeń posłużyła za mniej lub bardziej eksponowane dekoracje.

Myślą przewodnią filmu jest stwierdzenie, że rysunki zdobiące strony podręczników do D&D stały się synonimem fantastycznych grafik i de facto zdefiniowały ten gatunek ilustracji. Nie wiem, czy to prawda, choć zapewne część rysunków faktycznie może być kojarzona przez osoby postronne jako „fantastyczne smoki i szkielety”, a nie prace pochodzące z gry fabularnej. Nie jest to bowiem film skierowany wyłącznie do erpegowych nerdów, choć z drugiej strony mam trochę wątpliwości, komu – poza oczywiście fanami RPG – polecić EotB. Miłośnikom ilustracji fantasy? Z pewnością, choć takie osoby prawdopodobnie już to wszystko wiedzą i mają własne zbiory albumów. Miłośnikom historii gier fabularnych? Co nieco da się z tej produkcji wyciągnąć, jednak wyłącznie w postaci anegdotek z czasów TSR (te opowieści są (fajne, choć przyznaję, że liczyłem na więcej). Z kolei laicy niezorientowani ani w RPG, ani aspektach wydawniczo-ilustratorskich tej branży mogą z seansu wynieść przede wszystkim informację, że są tacy ludzie, co malują obrazki, a fajna ilustracja przedstawiająca czerwonego smoka jest z jakiegoś D&D.

Kadr z filmu „Eye of the Beholder”

Jeśli zatem jesteście zainteresowani oprawą graficzną Dungeons & Dragons, także w ujęciu historycznym, a nie wiecie o niej zbyt wiele, obejrzycie Eye of the Beholder. Myślę, że będziecie zadowoleni. Jeśli zaś znacie na wyrywki biografie i twórczość wszystkich artystów rysujących dla TSR, to z pewnością ucieszy was widok znajomych ilustracji. Niezależnie od wszystkiego, warto wesprzeć twórców i obejrzeć film na jednej z płatnych platform. Może kiedyś powstanie ciąg dalszy?

 Zamieścił: dn. 14/07/2019 o 20:21

 Zostaw odpowiedź