lip 112012
 

W ciągu paru ostatnich dni miałem okazję śledzić pasjonującą aferę okładkową. W skrócie: serwis Polter.pl użył jako okładki pliku PDF dołączonego do CD Action grafiki, do której nie miał praw (fragment okładki powieści Kłamca 4).

Użycie ilustracji z okładki powieści i powielenie jej w circa 130 000 egzemplarzach (tyle, zdaje się, liczy nakład CD Action i dodawanej do niego płyty CD) zirytowało autora grafiki. Piotr Cieśliński w komentarzu pod wieścią wyraził swoje oburzenie. W odpowiedzi nakazano mu spadać na bambus: miał sam się zapytać wydawcy, czy Polter.pl wystąpił o zgodę, a na dodatek usłyszał, że byłby to ewenement, gdyby wydawcy coś się nie spodobało, bo przecież dostaje za darmo reklamę, a używanie cudzych grafik bez zezwolenia to praktyka redakcyjna. Potem było tylko lepiej: serwis był czysty jak łza, a ci, co twierdzili przeciwnie, byli tradycyjnie olewani (i cynicznie „pozdrawiani”) lub ich komentarze kasowano, co jest od dawna uznaną praktyką redakcyjną w Polter.pl – kilka zarchiwizowano w wątku na Bagnie. O tym, że w redakcyjnej stopce w e-booku nie znalazła się najmniejsza wzmianka o tym, skąd pochodzą okładkowe grafiki (o drugiej niżej), nie ma nawet co wspominać (to pewnie kolejna redakcyjna praktyka).

Po paru dniach czytania radosnych wypocin redaktora naczelnego Polter.pl o tym, jak to biedak nie może się doczekać, aż Fabryka Słów się z nim skontaktuje (wszystko w tonie: przecież to oni powinni błagać, żeby ich grafiki rozpowszechniano!) usunięto z serwisu plik i grafikę go zdobiącą. O tym, czy usunięto plik z tysięcy płyt CD redakcja milczy – na mojej wciąż jest, sprawdziłem wczoraj, choć nie jest wykluczone, że niebawem zostanie on usunięty dzięki redakcyjnej praktyce usuwania rzeczy niewygodnych. Następnie w serwisie pojawiło się oświadczenie redakcji.

„Pojawiło się” to lepszy termin niż „zostało opublikowane”. Redakcja Polter.pl zamiast dzielnie uderzyć się w piersi (pobłądziliśmy, przepraszamy), wstydliwie podmieniła treść wieści. Teraz zamiast informacji o artach z Poltera umieszczonych na płycie CDA, widnieją przeprosiny. Zastanawiam się, co komu po przeprosinach zamieszczonych cichaczem, w miejscu, do którego nikt nie zagląda – sam news ma już ponad tydzień. Przecież nikt ich nie przeczyta, nikt nie będzie o nich wiedział – a nie o to chodzi w publicznym przyznaniu się do winy. Czyżby redaktorowi naczelnemu zabrakło odwagi? Pewność siebie się skończyła? Poczucie wyższości i nietykalności zniknęło? Publikacja na płycie była szeroko rozreklamowana, a jak mleko się rozlało, zabrakło konsekwencji. Cóż, Fabryki Słów nie da się usunąć przyciskiem „kasuj”. Można za to zamieść wszystko pod dywan i udawać, że nic się nie stało – może nikt nie zauważy. Najwyżej wpis się skasuje za parę miesięcy i nikt już nic nie będzie pamiętał (dlatego warto puścić link w sieć, niech wszyscy zobaczą, jak „przeprasza” duży serwis). Ciekawi mnie, co na to wszystko CD Action? W końcu to oni stali się nieświadomym narzędziem dystrybucji lewych treści, do tego w potężnym nakładzie.

Są jeszcze dwa dodatkowe aspekty tej historii. Na okładce pliku obok ilustracji należącej do Fabryki Słów znalazła się także ilustracja z Botanicula). Autorzy i wydawcy gry chyba wciąż nie wiedzą, że ktoś grafikę z ich produktu skopiował i rozpowszechnił, nie podając nawet autora. Ciekawe, czy będzie im się chciało wysłać maila, gdy się dowiedzą? Być może nie mają nic przeciwko temu, bo to jest przecież takie zdroworozsądkowe podejście wydawcy, pozwalać na kopiowanie jego własności intelektualnej i wykorzystywanie jej we własnym, komercyjnym celu w ramach redakcyjnej praktyki. Może jednak im to przeszkadza? Czy wtedy też doczekają się przeprosin drobnym drukiem, wstydliwie schowanych w przeterminowanym już newsie?

Drugim smaczkiem, moim zdaniem najważniejszym, ujmującym całą sprawę w ścisłe ramy, jest definicja komercyjnego serwisu internetowego, którą to napisał Piotrek Cieśliński, a której redakcja Polter.pl – znana z podkreślania fanowskiego charakteru serwisu (taki tam nic nieznaczący dualizm: serwis ma przychody, ale jest od fanów dla fanów) i wytykania czytelnikom nieznajomości realiów rynkowych – nie raczyła ani skomentować, ani wręcz swoim zwyczajem obalić. Piotr napisał mianowicie, że „promocja serwisu mającego jakiekolwiek korzyści z umów z wydawcami (przez co rośnie też jego wartość rynkowa) jest działalnością zarobkową.”

Dla mnie ucina to wszelkie dywagacje na temat tego, gdzie się kończy od fanów dla fanów, a zaczyna sfera komercyjna. Dodatkowo brak dementi ze strony redakcji pozwala przyjąć, iż definicja była celna – choć może to tylko chwilowy brak weny na kolejne urocze „pozdrówka” i głupawy komentarz lub cenzurę merytorycznych, zgodnych z regulaminem serwisu komentarzy.

Niestety, nikt raczej nie ma wątpliwości, że na tym cała sprawa zapewne się zakończy. Redakcja poklepie się po plecach z okazji kolejnego zwycięstwa odniesionego nad elementami nieżyczliwymi serwisowi, naczelny dostanie premię za sprawne damage control i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Odpowiedzialności żadnej nikt nie poniesie, bo czym jest jedna grafika wobec misji serwisu? Co najwyżej, jak zauważyli Fungus i Jagmin, zabawa zacznie się od nowa przy kolejnej wtopie – już niebawem.

Pokłosiem całej historii jest świetne hasło reklamowe, które, mam nadzieję, niebawem zobaczymy na bannerach serwisu: „Odwiedzaj Polter.pl – twoja grafika już tam jest!” ;)

AKTUALIZACJA 12.07.2012
Przeprosiny zostały rozpowszechnione w serwisie.

 Zamieścił: dn. 11/07/2012 o 14:33

 Zostaw odpowiedź