gru 122011
 
Gelatinous Cube demotivator

Demot RPG

Druga część Designers & Dragons, zatytułowana The First Wave, opisuje historię siedmiu firm: Flying Buffalo, Games Workshop, Game Designers’ Workshop, Judges Guild, Fantasy Games Unlimited, Metagaming ConceptsChaosium. Wszystkie powstały w latach 70. ubiegłego wieku, a każda z nich pomogła zdefiniować gry fabularne. Oczywiście oprócz nich na rynku działały też inne, mniejsze przedsiębiorstwa, ale nie wniosły one nic do rozwoju RPG (zajmowały się głównie produkcją nieoficjalnych dodatków do Dungeons & Dragons, stąd też zostały w książce pominięte lub wspomniane gdzieniegdzie na marginesie).

Każdej z opisanych przez Shannona Appelcline’a firm można by poświęcić osobny artykuł. Nawet osoby dobrze zorientowane w historii hobby znajdą w Designers & Dragons nowe informacje – albo przynajmniej uporządkowaną chronologię i mity odsiane od faktów. Omawiając ten i kolejne rozdziały będę się skupiał na tym, co mnie osobiście zaciekawiło bądź zaskoczyło. Czasem są to drobne rzeczy, jednak to z takich małych kawałków (w niektóre zdarzenia trudno uwierzyć – jednak wysokie Szczęście to podstawa ;)) układał się rynek gier fabularnych. Tak, chcę rozreklamować Designers & Dragons – każdy fan powinien się zapoznać z tą pozycją, tym bardziej że jest to doskonały przykład na to, że o grach można także pisać (mimo że służą do grania… ;)). Wszystkie cytaty zostawiam w wersji oryginalnej – dla mojej i potencjalnych czytelników wygody.

***

Początkami RPG rządził przypadek. Spotkanie Gygaxa z Arnesonem na GenConie w 1970 roku i ich wspólne zainteresowanie grami symulującymi bitwy morskie doprowadziło do powstania D&D. Zresztą nie tylko historia TSR zaczyna się od planszowych strategii (i łutu szczęścia) – w zasadzie każda firma zajmująca się w tamtych latach grami fabularnymi została założona przez lub zatrudniała fanów gier wojennych. To oni wymyślali i projektowali pierwsze erpegi, czego ślady wciąż będą widoczne wiele lat później.

Wspomniałem wcześniej o Flying Bufallo, firmie, która w historii hobby zapisała się kilkoma osiągnięciami z gatunku „byliśmy pierwsi”. W Starym Świecie w tym czasie erpegowe skrzydła powoli rozwijał przyszły potentat rynku gier bitewnych: Games Workshop. Oczywiście zaczęło się od przypadku:

To support their newfound games business, [Steve] Jackson, [Ian] Livingstone and [John] Peake decided to start publishing a monthly newsletter, Owl and Weasel (1975-1977) […]. In order to drum up business, they sent copies of that first issue (January, 1975) to the subscribers of a recently defunct fanzine called Albion (1969-1975) […]. One of those blind mailings, sent out into the void, happened to go to an American named Brian Blume. He was one of the founders of a young company called TSR which had just a year earlier published a ground-breaking game called Dungeons & Dragons (1974). (Designers & Dragons, str. 43)

W ten oto sposób GW zostało na kilka lat wyłącznym przedstawicielem TSR na Europę. Firma zajmowała się głównie dystrybucją produktów licencjonowanych, wydawała też swoje podręczniki (m. in. Fiend Folio do AD&D, ale i pełne gry, jak Judge Dredd) i czasopisma poświęcone RPG (najpierw Owl and Weasel, potem White Dwarf). Jednak największym ówczesnym sukcesem okazały się gry paragrafowe.

Within a year the first three books were the top three items on the The Sunday Times bestsellers’ list and had sold over 350,000 copies (compare that to White Dwarf’s monthly circulation, by this time at 20, 000). […] In 1986 a Japanese edition of The Warlock of Firetop Mountain sold a quarter of a million copies, bringing the lines’ total to four million. Today over 15 million Fighting Fantasy books have been sold in 21 languages. (Designers & Dragons, str. 46)

Niestety, koniec erpegowego szaleństwa Games Workshop rozpoczął się w momencie połączenia z Citadel Miniatures i postawienia na wydawaną przez CM grę bitewną o wdzięcznej nazwie Warhammer. Mimo wydania Warhammer Fantasy Role Play w 1986 roku GW coraz mniej interesowało się RPG. Erpegi wychodziły dzięki podwykonawcom i imprintom (Flame Publications, Hogshead Pubishing, a z nowszych Black Industries i Fantasy Flight Games). Resztę historii znamy – GW produkuje gry bitewne, udzielając licencji na gry fabularne osadzone w należących do niej światach, przynajmniej póki znajduje to opłacalnym. Warto jednak pamiętać, że początki Games Workshop to trzech zapaleńców i pudełko z trzema książeczkami do D&D.

* * *

Bardzo się ucieszyłem, widząc rozdział poświęcony jednej z moich ulubionych erpegowych firm: Game Designers’ Workshop, wydawców mojej niespełnionej miłości – Twilight: 2000. Oczywiście firma powstała dzięki temu, że trzech miłośników gier strategicznych, Marc Miller, Frank Chadwick i Rich Banner, chciało projektować planszówki dla rozrywki i tak się akurat złożyło, że należeli do tego samego klubu miłośników gier. Kiedy uniwersytet stanowy Illinois przestał wspierać ich program dla projektantów gier symulacyjnych, założyli własną firmę. Jako osoby z doświadczeniem wojskowym i zamiłowaniem do gier wojennych, zaczęli oczywiście od planszówek. Niedługo po ukazaniu się D&D, GDW ruszyło ze swoimi grami fabularnymi, w których projektach, od En Garde! (płaszcz i szpada, 1975) zaczynając, zawsze czuć było rękę miłośników planszowych gier strategicznych.

Dwa największe hity GDW to wspomniany Twilight: 2000, ale także – czy może przede wszystkim – Traveller.

The first edition of Twilight: 2000 was released on November 26, 1984 […]. The initial print run of 10,500 units sold out within four months and the game was quickly reprinted. (Designers & Dragons, str. 57)

Traveller nie załapał się na miano pierwszej gry fabularnej science fiction, jednak zyskał w ramach gatunku największą popularność. Było to coś nowego, przygotowanego z wielką dbałością o szczegóły. Do tego doszło olbrzymie wsparcie w postaci podręczników wydawanych nie tylko przez GDW, ale i przez licencjonowanych podwykonawców (m.in. Judges Guild). Traveller jest grą żywą do dziś, przeszła przez kilka rąk i parę nie zawsze udanych wariantów i edycji, jednak wciąż jest obecna na rynku, czego nie można powiedzieć o innych tytułach z tamtych lat. Przy okazji stworzenia dzisiejszej klasyki gatunku, GDW wniosło do RPG coś jeszcze: błogosławieństwo (lub przekleństwo) graczy i Mistrzów Gry: splatbooki i metaplot.

[…]Mercenary was a fourth rulebook for Traveller that was also something more: a precursor to gaming trends that would not reach the rest of the industry for almost 15 years.
In the 1990s two notable trends would emerge in roleplaying: splatbooks and metaplots. Splatbooks were player-oriented books that highlighted one or more occupations, organisations or roles within a game. Metaplots generally advanced the plotline of an RPG setting through new publications. Uniquely GDW explored both of these avenues in the late 1970s. They were not imitated and the trends did not become popular until almost a decade later when White Wolf came onto the scene. (Designers & Dragons, str. 55)

Niestety, GDW nie było dane przetrwać do dzisiaj. Firma zniknęła z rynku, a prawa do jej produktów rozeszły się w różne ręce, powracając od czasu do czasu, z różnym skutkiem (np. Space 1889: Red Sands na mechanice Savage Worlds czy Twilight: 2013). Jeśli ktoś nie miał nigdy styczności z grami GDW, polecam nadrobić zaległości. Marc Miller wydaje sporą część spuścizny GDW w formie elektronicznej, szczegóły na www.farfuture.net.

On January 5, 1996, GDW publicly announced that they were shutting down. They did not declare bankruptcy but instead did their best to close up house in a professional manner. They paid off outstanding debts and then they returned the rights for various games to their designers. Few other roleplaying companies have ever closed their doors as gracefully. […] It was the end of the old era. (Designers & Dragons, str. 63)

* * *

Wydaje mi się, że o Judges Guild nie słyszałem wcześniej – lub gdzieś nazwa mi mignęła, ale została zignorowana (możliwe, że przy okazji powrotu firmy w związku z boomem d20 – www.judgesguild.org). Firma była dużym i prężnym licencjobiorcą, wydając najpierw materiały do D&D, a później także do innych gier (Traveller – olbrzymi wkład w świat gry – czy Tunnels & Trolls). O Judges Guild należy pamiętać przynajmniej z jednego, bardzo prostego powodu: to Bob Bledsaw wymyślił dodatki do gier fabularnych, w tym tak popularne akcesoria, jak ekran MG czy zbiory zasad i tabel.

Their Ready Ref Sheets (1977) collected together 20 pages of charts from the original Dungeons & Dragons box, Chainmail and Grey- hawk. It was the first reference package of its sort. Judges Guild then did one better by producing the Judge’s Shield (1977), which was the first-ever Games Master’s screen. (Designers & Dragons, str. 67)

Oczywiście firma wydawała też swoje produkty, m.in. własny setting do D&D i czasopismo poświęcone grom fabularnym (jak wiele innych firm zresztą). I choć historia Judges Guild to przede wszystkim perypetie związane z licencjami i stanem rynku gier fabularnych, warto przyjrzeć się, jak Firma-Matka Gier Fabularnych – TSR – zareagowała na pomysł wydawania dodatków:

Bledsaw told [Dave Arneson, Gary Gygax and others] about his ideas for Games Master supplements… and the result was laughter. The TSR staff explained to Bledsaw and Owen that gamers wanted games, not supplements and told them that they were more than welcome to publish their D&D supplements (and lose money) if they wanted to. There was also the question of whether royalties would be required and TSR told Bledsaw and Owen that they could not collect royalties because game mechanics were not copyrightable. (Designers & Dragons, str. 65)

Chciałbym móc zobaczyć ich miny, gdy sprawdzili wyniki sprzedaży. Swoją drogą, ciekawe, który wydawca jako pierwszy zabezpieczył prawa autorskie do swojej mechaniki.

* * *

Fantasy Games Unlimited (działają do dzisiaj: www.fantasygamesunlimited.net) to firma bardzo interesująca między innymi ze względu na założyciela. Jak podaje Appelcline, Scott Bizar załozył swoją firmę i postanowił wydawać gry, ponieważ kupił Dungeons & Dragons, przeczytał i uznał, że potrafi zrobić lepszą grę, jako że D&D „never explained how to play” and „missed the entire point of most fantasy” (Designers & Dragons, str. 71). Pierwsza gra Scotta, co prawda planszowa, pokazuje dobitnie, że w początkach hobby ważne jest nawet nie to, kogo znasz, ale z kim mieszkasz:

Fantasy Games Unlimited (FGU) […] soon published its first two products. Royal Armies of the Hyborean Age (1975) was the more notable, because it was a first-of-its-kind wargame set in the world of Conan. It was also co-designed by Bizar’s roommate, Lin Carter, who was an editor for the Ace series of Conan novels alongside L. Sprague deCamp. (Designers & Dragons, str. 71)

Pierwsze lata rynku gier fabularnych nie były krainą szczęśliwości. Od niemal samego początku zdarzały się spory o prawa autorskie, pozwy i spotkania w sądzie. Scott Bizar dołożył tutaj swój kamyczek, wytyczając drogę tym, którzy w Internecie zamiast TSR pisać będą T$R.

[…] Bizar was outspoken, particularly in his dislike of TSR and Dungeons & Dragons. As already noted, he did not like their early games and he did not mince words in saying so. He would later offer strong opinions on Dave Arneson’s dispute with TSR over royalties. (Designers & Dragons, str. 71)

FGU było firmą, która zamiast na zatrudnianie twórców gier, położyła nacisk na zarządzanie procesem twórczym, zlecając pracę i kupując materiał od freelancerów. Bizar od początku traktował RPG jak biznes, a nie spełnienie twórczych ambicji. To także różniło go od innych, działających ówcześnie wydawców. Pierwszą grą fabularną wydaną przez FGU była nieoficjalna adaptacja Wodnikowego Wzgórza: Bunnies & Burrows – prawdopodobnie pierwsza gra, w której można było zagrać królikiem. Później pojawiły m.in. Bushido, Aftermath!, Chivalry & Sorcery, Psi World oraz Villains and Vigilantes. I znów zastanawiam się, ilu autorów fantastyki zaczynało od pisania gier:

FGU’s other major pickup of the early 1980s was Tradition of Victory, an ‘Age of Sail’ wargame that had an associated swashbuckling RPG, Promotions and Prizes. […] Though both the naval game and its tight integration with an RPG were well-received, the games are most notable for their designer, Jon Williams, who is better known as science-fiction writer and cyberpunk innovator Walter Jon Williams. (Designers & Dragons, str. 74)

Ostatnia historia FGU to brzydkie zagrania, przetrzymywanie praw do gier i spór o wydawanie Villains and Vigilantes, który zapewne zakończy się z hukiem.

* * *

W firmie Metagaming Concepts swoją karierę (obok m.in. Lynna Willisa) zaczynał Steve Jackson (Amerykanin, ten od Steve Jackson Games – nie mylić z Anglikiem Stevem Jacksonem z Games Workshop!). Jeśli ktoś z was pamięta serię „mini-gry” Sfery (Potyczka, Śmiertelna próba, Mag, Polarna wojna, W cieniu Saturna, Kosmiczna wojna), to były to gry oryginalnie wydane przez Metagaming Concepts (w polskiej wersji nie było słowa o oryginalnym wydawcy – sprawdziłem, cóż, takie były czasy), część z nich zaprojektował Steve Jackson, co było wstępem do pełnej gry fabularnej The Fantasy Trip.

In 1977, Metagaming designer Steve Jackson was getting involved in another hobby: Dungeons & Dragons. However, he had two notable issues with D&D. First, he found the various-sized dice ‘irritating’ and second, he found the combat rules ‘confusing and unsatisfying’. […] The result was Melee (1977), MicroGame #3. […] [C]haracters fought via a tactical combat system that used six-sided dice rather than all those weird dice found in D&D. The next step in the creation of TFT came that year when Jackson put together the magic rules, which were published as Wizard (1978), MicroGame #6. This new game […] was published in a huge first edition of 30, 000 units. (Designers & Dragons, str. 79)

Jackson opuścił Metagaming Concepts w związku ze sporami o ostateczny wygląd wydania The Fantasy Trip i założył swoją firmę, Steve Jackson Games. Wydany w 1986 roku GURPS zawierał w sobie wiele pomysłów po raz pierwszy zebranych razem w TFT, do której to Jackson nigdy nie odzyskał praw.

* * *

Ostatni z wielkich pionierów, chciałoby się powiedzieć, że wręcz przedwieczny: Chaosium (www.chaosium.com), firma założona przez Grega Stafforda – i choć jej początki związane są z grami planszowymi, to z RPG była ona związana od samego początku, dzięki niesamowitemu zbiegowi okoliczności:

Years earlier, by strange chance, Greg Stafford received what may have been the first copy of the original Dungeons & Dragons (1974) that was ever sold. An ex-partner of his who lived in Lake Geneva, Wisconsin was picking up catalogues from a printer and there he ran into a young man named Gary Gygax who was picking up the first printing of Dungeons & Dragons. Stafford’s ex-partner knew that Stafford was working on a fantasy game too and so he purchased a copy of Dungeons & Dragons from Gygax, straight off the press and mailed it to California. (Designers & Dragons, str. 82)

Po takim początku nie można było robić nic innego, niż wydawać gry. Dobre gry. Chaosium to przede wszystkim Zew Cthulhu, RuneQuestKing Arthur Pendragon, ale to także jedna z niewielu firm, które przetrwały niemal 40 lat na rynku gier fabularnych i widziały wszystkie jego wzloty i upadki – samo Chaosium kilka razy było na skraju bankructwa. Wkładem firmy w RPG, poza możliwością przywalenia w Cthulhu atomówką (kto pamięta, co się wtedy stanie? ;)), była rzecz banalna, ale nikt na nią wcześniej (no, może poza TSR) nie wpadł: pomoce do gry.

Call of Cthulhu also brought one more innovation to the world of roleplaying: player aids. Though they are much more common now, in the early 1980s TSR was one of the few companies who had experimented with the concept. Their S-series of modules – beginning with S1: Tomb of Horrors (1978) – each included a book of pictures to show to players. Chaosium took the next step with the first Call of Cthulhu supplement, Shadows of Yog-Sothoth (1982), which had an 8-page centrefold full of textual player information sheets meant to be handed out to the players. These were actual clues, which players could puzzle out, taking the mysteries of this first horror game up to the next level. (Designers & Dragons, str. 86)

W pewnym momencie Chaosium zrezygnowało z wydawani gier planszowych, gdyż o wiele bardziej opłacalne było skupienie się wyłącznie an RPG. Greg Stafford w wywiadzie z 2006 roku stwierdził, że gry planszowe took twice as long to create as an rpg, cost twice as much to publish, and sold half as much (Designers & Dragons, str. 87). Czyli zupełnie odwrotnie niż u nas. Daje to pojęcie o tym, jak silny był w USA na początku lat 80. rynek gier fabularnych – pozostaje jedynie zastanawiać się, kto w gry nie grał, a grali chyba wszyscy:

One of Worlds of Wonder’s worlds soon became its own game: Superworld (1983). Chaosium’s new superhero game was only moderately successful […]. However it did have a notable spin-off: an Albuquerque, New Mexico Superworld campaign led by author George R. R. Martin would eventually become a well-known series of super-hero novels and anthologies known as ‘Wild Cards’[…]. (Designers & Dragons, str. 87)

Jeśli ktoś się wciąż dziwi, że RPG w USA nie jest głębokim podziemiem popkultury, może już przestać. Oczywiście tam gry fabularne startowały w epoce przedkomputerowej, mając doskonale przygotowane podłoże przez fanów gier strategicznych, jednak musiały być rozrywką postrzeganą jako przystępna i dla każdego (żadnego wkuwania historii Japonii czy trenowania przed lustrem mowy ciała).

Chaosium wróciło jeszcze na chwilę do gier planszowych w 1987 roku, wydając Arkham Horror – tak, popularna gra ze stajni Fantasy Fight Games to poprawione wydanie hitu sprzed 25 lat. Firma przetrwała burzliwą końcówkę lat 80., wstrzeliła się w rynek ze zbiorami opowiadań osadzonych w realiach Mitów Cthulhu (okazało się, że większość graczy w Zew Cthulhu nie czytała Lovecrafta i Chaosium postanowiło wykorzystać okazję) i niemal zniknęła z rynku za sprawą upadku Wizard’s Attic (spowodowanego załamaniem sektora d20), swojego oddziału będącego centrum dystrybucji dla wielu małych wydawców gier. Dzisiaj powoli odbudowuje potencjał, wydając niewiele, lecz jednocześnie pozwalając fanom wykazać się kreatywnością, umożliwiając publikację w serii Chaosium Monographs.

Likwidacja Wizard’s Attic miała pewien pozytywny aspekt: część zobowiązań i klientów przejął Aldo Ghiozzi, właściciel wydawnictwa Wingnut Games, ale i agencji reklamowej Impressions Advertising & Marketing. To dzięki jego staraniom od 2007 roku możemy brać udział we Free RPG Day czyli dniu darmowych gier fabularnych.

Impression’s most successful advertising program is one that continues today: Free RPG Day. Beginning in 2007 Impressions has yearly coordinated the give-away of original RPG products in game stores across the country, resulting in considerable buzz and interest in those products – which is exactly what Impressions, an advertising and marketing company, was looking for. (Designers & Dragons, str. 93)

* * *

Pierwsze lata na rynku gier fabularnych to przecieranie nowych ścieżek, testowanie pomysłów, ale przede wszystkim olbrzymia pasja, z jaką ojcowie-założyciele tworzyli podwaliny hobby. Działając z garażu, prowadząc biuro w salonie czy w piwnicy, często bez doświadczenia, tak w projektowaniu gier, jak i w prowadzeniu firmy, pionierzy RPG tworzyli, wydawali, wymyślali i popularyzowali gry. Firmy powstawały i upadały, czasopisma zmieniały wydawców, zdarzały się spory sądowe, ale też zawiązywały się znajomości owocujące w przyszłości nowymi, świetnymi grami. Oczywiście były też błędy, wychodziły gry, których nikt nie chciał poza ich twórcami. Hobby powoli krzepło, czasem zmieniało się w poważny biznes, jednak u podstaw sukcesów, jak i – być może przede wszystkim – upadków była chęć dzielenia się pomysłami z innymi i fascynacja grami. Bitewniaki, planszówki, RPG – te wszystkie gry mają wspólnych przodków i choć ich drogi rozeszły się już raczej na dobre (na pewno?), warto pamiętać, że z jednej wyszły piwnicy.

W następnym odcinku: druga fala wydawców RPG, połowa lat 80. i pierwsze załamanie rynku. Shannon Appelcline na stu stronach omawia piętnaście firm (m.in. FASA, SJG, WEG, ICE i Columbia Games). Przyjrzenie się każdej z nich zajmie za dużo miejsca, postaram się więc potraktować ten okres przekrojowo (choć znając życie BattletechHârn ukradną przedstawienie).

 Zamieścił: dn. 12/12/2011 o 03:30

 Zostaw odpowiedź