sty 082020
 

Parę dni temu do sieci trafił skan listu wysłanego do czasopisma „Battle for Wargamers”, opublikowanego w tymże periodyku w październiku 1977 roku. W nadesłanej korespondencji niejaki R.L. Lingham narzeka na napływ fantastycznych elementów (figurek i gier) do środowiska miłośników historycznych gier wojennych, co wystawia na szwank reputację odtwórców prawdziwych bitew oraz całego hobby. Padają słowa o szkodzeniu powadze i wizerunkowi wargamingu oraz sprowadzaniu go do poziomu dziecięcej zabawy żołnierzykami. A wszystko to za sprawą presji wywieranej przez „fantastyczną brać” na czasopisma i wydawców.

Pod tweetem pojawiło się kilkadziesiąt odpowiedzi, a wśród nich link do archiwalnych wydań czasopisma „Wargamer’s Newsletter”, którego założycielem i redaktorem naczelnym był Donald Featherstone – autor wielu publikacji o historii wojskowości i grach wojennych, do tego ponoć jedna z bardziej wpływowych osób w środowisku. We wstępniaku do numeru z maja 1977 roku Featherstone przypuścił atak na „fantastyczny wargaming”, nawołując do „kontrolowanej krucjaty” celem przywrócenia powagi hobby oraz ciesząc się, że „zaraźliwa wysypka wargamingu D&D” powoli zaczyna zanikać.

Ze wzmiankami dotyczącymi niechęci, jaką miłośnicy symulowanych konfliktów darzyli obecność elementów fantastycznych w grach wojennych, spotkałem się już w paru miejscach. Była to ponoć dość często spotykana przypadłość w środowisku (choć nie pierwsza – wcześniej atakowano planszowe gry wojenne wydawane m.in. przez Avalon Hill oraz SPI, jako że „prawdziwi wargamerzy” grywali tylko na makiecie). Choć pojawiały się także głosy przeciwne, elementów fantastycznych bronił m.in. Steve Jackson z Games Workshop (polecam przegląd materiałów dotyczących fantasy wargamingu wybranych z czasopisma „Battle”). Jak się szybko okazało, gry wojenne fantasy i science fiction były tym, czego chcieli gracze. Wydawnictwa zaczęły zatem wprowadzać do swojej oferty kolejne tytuły, równolegle rosła także popularność gier fabularnych. A gdy RPG już nieco okrzepło, nabrało pewności siebie i zadało grom wojennym cios w plecy, przejmując palmę pierwszeństwa na rynku gier (jako że karma zawsze wraca, później samo podobnie oberwało od karcianek).

Drogi wargamingu i gier fabularnych nigdy do końca się nie rozeszły, zarówno koncepcyjnie, jak i w sferze społecznej. W naturze bowiem nic nie ginie i co jakiś czas słychać tu i ówdzie nawoływania o potrzebie „poważnego grania w RPG”. Niektóre rzeczy się nie zmieniają, choć do etapu krucjat jeszcze nie doszliśmy. ;)

Poniżej wrzucam skany obu tekstów jako ciekawostkę z czasów niemowlęctwa gier fabularnych.

„Battle for Wargamers” (październik 1977 r.)

„Wargamer’s Newsletter” (maj 1977 r.)

 Zamieścił: dn. 08/01/2020 o 21:42

  4 komentarze do “Wargaming i zaraźliwa wysypka D&D”

Komentarze (4)
  1. Pamiętam, że w Polsce w latach 90tych pojawiały się z kolei głosy osób związanych z prężnie wówczas działającą sceną gier wojennych (takich na planszy, z heksami i żetonami), że te całe WFB, czy inne fantasy bitewniaki to niepoważna zabawa i lepiej nie tykać, bo przecież za grosz w tym REALIZMU. War. War never changes.

Zostaw odpowiedź na Misiołak Anuluj