Lady Blackbird na wydaniu
Skończyłem redagować Lady Blackbird – fajną, małą grę (storygrę?) Johna Harpera. Sam tekst nie wymagał dużo pracy, poza scaleniem tłumaczeń. Tak się złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie LB przełożyli osobno Squid i Mona. Oboje zrobili świetną robotę, dlatego też Darken zdecydował się na wykorzystanie obu tekstów. Było z tym trochę zabawy, ale w rezultacie produkt końcowy zawiera wszystko, co najlepsze z obu przekładów.
To, co zostało jeszcze do zrobienia, to rozwiązanie paru kwestii językowych (alternatywne nazwy kilku umiejętności i tym podobne rzeczy) i przeczytanie całości jeszcze raz lub dwa celem wyłapania usterek. Potem Darken będzie mógł wydawać – gra ukaże się we współpracy z serwisem Poltergeist.
O ile setting Lady Blackbird mnie nie porwał (choć skojarzenia z Firefly nasuwają się same, a Joss Whedon wymieniony jest wśród inspiracji), to mechanika strasznie mi się spodobała. Jest minimalistyczna, wręcz uboga, ale nie mam wrażenia, że jest zbyt uproszczona (to jest mój problem z Savage Worlds). Wydaje mi się też, że doskonale pasuje do tego typu gry i settingu, a co więcej, można na niej zagrać dowolną fabułę w dowolnych realiach na k6 postaci i k3 wątków – LB to kilka postaci pomagających tytułowej szlachciance uciec przed aranżowanym małżeństwem i znaleźć schronienie w objęciach sekretnego kochanka, króla podniebnych piratów. Jedyną poważną wadą zasad jest to, że są bardzo skąpo opisane. Niby wszystko jest proste i zrozumiałe na pierwszy rzut oka, ale przydałoby się choć parę akapitów z dodatkowym objaśnieniem.
Grę polecam jako przerywnik między kolejnymi kampaniami i jako przykład, jak na kilkunastu stronach można zmieścić fajnego erpega, który nie ma nudnej historii świata rozpisanej na tysiące lat i tyleż kartek, za to wyróżnia się niezłym pomysłem na mechanikę.